Równość i nie-wiedza: dwa skrzydła dialogu

okładki recenzowanych książek, obok napis ślady pauzy

O tym, jak nie-wiedzieć z odwagą i jak równać z uważnością.

Nie zawsze wiedza jest tym, czego najbardziej potrzebujemy. Wiedza potrafi porządkować świat, ale bywa też, że zamyka go w zbyt ciasnych ramach. Ile razy słyszeliśmy szybkie diagnozy, pewne sądy, definicje, które niby tłumaczą, a tak naprawdę redukują? Czasem bardziej potrzebna okazuje się pokora wobec tego, czego nie wiemy – zgoda na to, że świat jest bardziej złożony, niż potrafimy uchwycić w podręczniku czy tabeli.

Bywa też, że to, co najważniejsze, nie dotyczy nas samych, ale relacji z drugim człowiekiem. Spotkanie z innym to zawsze spotkanie z tajemnicą – z doświadczeniem, którego nigdy nie opiszemy do końca. Wtedy przydaje się cierpliwość i odwaga nie-wiedzenia: wytrzymanie w pytaniu, zamiast szybkiej odpowiedzi.

Ale jest jeszcze drugi wymiar – taki, w którym nie chodzi o tajemnicę, lecz o sprawiedliwość. Bo nawet jeśli przyznam, że nie wiem wszystkiego o drugim, to i tak muszę zapewnić mu równe miejsce przy stole. Równe prawo do głosu, do zasobów, do bycia sobą.

Dwie książki – „Wola nie-wiedzy” i „Ku równości” – można czytać osobno, bo każda mówi innym językiem. Ale dopiero zestawione ze sobą pokazują dwa sposoby, w jakie uczymy się współistnieć: odwaga nie-wiedzenia i praktyka równości. Razem tworzą parę, która chroni nas przed dwiema skrajnościami – przed pychą pewności i przed pustką deklaracji.

„Wola nie-wiedzy” – cnota pytania i zawieszenia pewności

Ta książka nie traktuje niewiedzy jako pustki czy ignorancji. Wręcz przeciwnie: pokazuje, że nie-wiedza może być jedną z najaktywniejszych i najbardziej wymagających postaw, jakie możemy przyjąć. To nie rezygnacja z poznania, ale świadomy wybór – by nie zatrzaskiwać świata w zbyt szybkich kategoriach i definicjach.

Pada tam mocne zdanie:

„Wola nie-wiedzy to decyzja, by nie redukować świata do tego, co już rozpoznane. To nie brak wiedzy, lecz inny sposób bycia wobec rzeczywistości”.

To zdanie odwraca naturalne przyzwyczajenie, z jakim większość z nas funkcjonuje. Zwykle traktujemy wiedzę jako wartość absolutną: kto wie więcej, ten ma rację, ten ma przewagę. A autor tej książki sugeruje, że bywa odwrotnie – że to właśnie gotowa odpowiedź staje się narzędziem dominacji, a nie-wiedza otwiera przestrzeń wolności i dialogu.

Pada też inny ważny cytat:

„Pytać to trwać w ruchu; wiedzieć to często zatrzymywać się zbyt szybko”.

To zdanie jest dla mnie kwintesencją całej książki. Pokazuje, że wiedza ma w sobie pokusę zatrzymania – raz postawione rozpoznanie łatwo traktować jako „koniec sprawy”. A pytanie – nawet jeśli pozostaje bez odpowiedzi – pozwala zachować ruch, otwartość, ciekawość.

Autor ilustruje to przykładami z codzienności. Gdy mówimy: „on jest leniwy”, zamykamy temat. Zrobiliśmy szybki skrót myślowy, który blokuje dalsze rozumienie. Ale gdy zatrzymamy się w nie-wiedzy i zapytamy: „co się za tym kryje? może zmęczenie? może depresja? może brak nadziei?” – nagle świat otwiera się na inne możliwości.

Dla mnie to brzmi niezwykle aktualnie w kontekście psychologii i psychoterapii. Bo przecież postawa nie-wiedzenia to fundament dobrej relacji terapeutycznej. Terapeuta, który wchodzi do gabinetu z gotową mapą pacjenta, ryzykuje, że nigdy go naprawdę nie zobaczy. Ten, który zostaje w ciekawości, w pytaniu, w nie-wiedzy – dopiero wtedy daje drugiej osobie szansę, by opowiedziała swoją historię na własnych warunkach.

Ale ta książka uczy, że nie-wiedza to nie tylko narzędzie terapeutyczne. To też cnota codzienności. Kiedy rozmawiam z kimś bliskim, łatwo włożyć go w szufladkę: „zawsze przesadza”, „wiecznie marudzi”, „nigdy nie dotrzymuje słowa”. A jeśli powiem sobie: „nie wiem do końca, kim on jest – może tym razem wydarzy się coś innego”, otwieram przestrzeń dla zmiany.

Nie-wiedza w ujęciu autora nie jest więc brakiem, ale aktywną odmową redukcji drugiego człowieka do moich pojęć. Jest ćwiczeniem w pokorze – i w zaufaniu, że świat, choć nieprzewidywalny, może odsłonić coś nowego, jeśli dam mu miejsce.

„Ku równości” – równość jako praktyka, a nie slogan

Ta książka od samego początku podważa jedno z naszych powszechnych złudzeń: że równość można „wprowadzić” jak ustawę czy program polityczny, że jest czymś, co raz zdobyte – pozostaje na zawsze. Autorzy pokazują coś odwrotnego: równość nie jest stanem, ale ruchem.

Pada tam zdanie, które dobrze oddaje tę logikę:

„Równość nie jest stanem, ale ruchem. Nie osiąga się jej raz na zawsze, lecz stale trzeba ją wymyślać na nowo”.

To oznacza, że równość wymaga nieustannej pracy – korekt, poprawek, sprawdzania, czy naprawdę każdy może korzystać z tego, co deklaratywnie mu przysługuje.

Równość jest relacyjna

Książka podkreśla, że równość nie istnieje w próżni. Nie można mówić o niej abstrakcyjnie – zawsze zachodzi „pomiędzy”: między ludźmi, instytucjami, grupami. To czyni ją dynamiczną i wrażliwą na kontekst. Autor pisze, że „równość nie istnieje w oderwaniu od relacji – jest tworzona i podtrzymywana w praktykach społecznych”.

Dlatego tak ważne są narzędzia języka i reprezentacji. To, czyje głosy są słyszane, a czyje marginalizowane, decyduje o realnym kształcie równości.

Równość nie oznacza identyczności

To chyba najważniejszy punkt, który autor wielokrotnie podkreśla:

 „Równość nie oznacza identyczności. Jej istotą jest uznanie różnicy jako wartości”.

I to jest bardzo mocne. Zbyt często w dyskusjach o równości pojawia się lęk: „wszyscy mają być tacy sami”, „zniknie indywidualność”. A tymczasem książka przypomina, że prawdziwa równość polega właśnie na utrzymaniu różnicy.

Przykład z tekstu: w edukacji równość nie polega na identycznym traktowaniu wszystkich uczniów, ale na stworzeniu warunków, w których każdy – ze swoimi ograniczeniami i talentami – ma dostęp do rozwoju.

To przesuwa akcent z „uśredniania” na szacunek dla indywidualności.

Równość ma wymiar praktyczny

Jednym z mocniejszych aspektów tej książki jest jej nacisk na praktykę. Autor pisze:

„Równość to nie tylko idea, to praktyka – od polityki publicznej po najdrobniejsze mikrogesty codzienności”.

To mogą być decyzje legislacyjne, polityki antydyskryminacyjne, ale też sytuacje pozornie banalne: komu pozwalamy dokończyć zdanie na spotkaniu, kogo cytujemy w artykule, komu dajemy przestrzeń w dyskusji.

Takie mikropraktyki stają się testem realnej równości. Bo łatwo jest napisać w konstytucji, że wszyscy są równi wobec prawa. Trudniej sprawić, żeby ktoś „na papierze równy” nie był w praktyce uciszany, pomijany czy wykluczany.

Stała korekta

Najbardziej cenne jest dla mnie to, że książka nie brzmi jak ideologiczny manifest. To raczej zaproszenie do krytycznej czujności. Autor pokazuje, że równość to proces, który wymaga ciągłego sprawdzania:

  • Kto naprawdę korzysta z instytucji i praw?
  • Kto jest „formalnie równy”, a realnie wciąż wykluczony?
  • Czy nasze mechanizmy równościowe nie zamieniają się w kolejne narzędzie ujednolicenia?

To pytania, które zostają w głowie długo po lekturze.

Jak te dwie książki „pracują” razem

Najciekawszy wspólny pierwiastek widzę w sprzężeniu: nie-wiedza → równość.

Bez nie-wiedzy równość łatwo sztywnieje. Jeśli zakładamy z góry, że wiemy, kim jest drugi, to „równość” staje się jedynie kalką naszych kategorii – kolejną formą symbolicznej dominacji. Świadoma nie-wiedza chroni przed tym i uczy hamować przemoc pewności.

Bez równości natomiast nie-wiedza bywa luksusem. „Zawieszenie sądu” brzmi szlachetnie, ale w świecie nierównych szans może być wygodnym alibi dla bierności. Równość przekuwa więc nie-wiedzę w procedury troski – sprawdzanie, kto naprawdę ma głos, kto ma dostęp, jak rozkładamy ryzyko i zasoby.

W praktyce te dwie postawy działają razem – także w kontekście przyszłej pracy gabinetowej. Nie-wiedzenie chroni mnie przed narzucaniem pacjentowi gotowych kategorii, a intuicja równości przypomina, że sama rozmowa wymaga równowagi: decyzyjności, głosu i wzajemnego szacunku.

Co te książki robią ze mną „tu i teraz”

  • Zatrzymują mój odruch szybkiego wnioskowania. Zanim nazwę, sprawdzam, co jeszcze mogę oświetlić latarką „nie-wiedzy”.
  • Uczą pokory wobec różnicy. Zanim „wyrównam”, pytam, czyją miarką mierzę i czy wynik nie jest efektem mojej pozycji.
  • Przestawiają akcenty z deklaracji na praktykę. Mniej haseł, więcej mikrogestów: kto kończy zdanie, kto zadaje pytania, kto bywa cytowany. To jest równość w ruchu – ulotna, ale realna.

Dwie krótkie lekcje

  • Z „Woli nie-wiedzy”: Nie-wiedza to nie pustka, lecz przestrzeń na to, co jeszcze nie zostało rozpoznane; warunek uczciwego spotkania z innym.
  • Z „Ku równości”: Równość nie wydarza się sama; trzeba ją stale wytwarzać – w języku, zasadach i instytucjach – tak, by różnica miała w nich swoje miejsce.

Kilka zdań, które ze mną zostały

  • „Nie-wiedzieć to nie zrezygnować, ale nie zamykać” (Wola nie-wiedzy)
  • „Równość wymaga praktyki – nie ma jej tam, gdzie istnieje tylko na papierze” (Ku równości)
  • „Równość nie polega na tym, że wszyscy jesteśmy tacy sami, lecz na tym, że różnica nie staje się powodem wykluczenia” (Ku równości)

Na koniec – precyzyjnie

Nie idealizuję nie-wiedzy – ta książka nie jest pochwałą ignorancji, lecz przypomnieniem, że pokora wobec granic poznania jest warunkiem uczciwego dialogu.

Nie redukuję równości do sloganuKu równości pokazuje, jak przekładać zasadę na praktykę, tak aby formalne deklaracje nie przykrywały faktycznego wykluczenia.

Podziękowania

Na końcu chcę wyrazić wdzięczność Wydawnictwu UMK – za to, że podejmuje ryzyko wydawania książek, które nie podają prostych odpowiedzi, ale otwierają przestrzeń do myślenia. Ku równości i Wola nie-wiedzy to publikacje, które pokazują, że uniwersytet może być miejscem żywej debaty, a nie tylko archiwum wiedzy.

Udostępnij

Dane kontaktowe

Numer telefonu

000 000 000

Adres e-mail

kontakt@instytut.pl

Lokalizacja

ul. Stanisława Zbrowskiego 61, 26-610 Radom

Godziny otwarcia

Pon. - pt.: 8:00 - 16:00