Niektóre książki zmieniają nasze życie od pierwszego rozdziału. Inne robią to powoli, cierpliwie, jak kropla drążąca skałę. Droga Artysty Julii Cameron była dla mnie połączeniem obu tych doświadczeń. Od pierwszych stron wiedziałam, że mam w rękach coś innego niż zwykły poradnik. A potem przez tygodnie i miesiące ta książka, razem z moim długopisem i pustymi kartkami, stała się moim codziennym rytuałem.
Pierwszą własną, papierową kopię dostałam w lutym 2021 roku. Dobrze pamiętam ten moment – śnieg za oknem, kubek herbaty na biurku i gruby notatnik, który miał dopiero wypełnić się słowami. Moje pierwsze zdanie brzmiało:
„03 February 2021. Od dziś zaczynam Drogę Artysty i co za tym idzie, również pisanie porannych stron. To będzie nie lada wyzwanie zapisać te wszystkie 3 strony…”
Od tamtego dnia zapisywałam strona po stronie. Najpierw jeden, potem drugi, w końcu trzeci notatnik. Dwa miały po 240 stron, ostatni około 160. Wszystkie są dziś pełne mojego życia – surowych myśli, wątpliwości, planów, fragmentów snów, radości i rozczarowań. W każdym z nich jest jakaś część mnie, której wcześniej nie pozwalałam się odezwać.

Poranne strony – rozmowa z samą sobą
Głównym narzędziem Cameron są poranne strony – trzy strony odręcznego pisania każdego poranka. To miała być prosta czynność, a okazała się najbardziej wymagającym i najuczciwszym spotkaniem ze sobą.
Cameron pisze:
„Poranne strony są głosem wewnętrznego dziecka, które czeka, aż wreszcie usiądziesz i je wysłuchasz” .
Na początku to był chaos. Notatki o niczym, powtarzające się listy zadań, pretensje do siebie, że nie mam weny. Ale z czasem coś się otworzyło. Na tych stronach zaczęły się pojawiać zdania, których nigdy wcześniej nie wypowiedziałam głośno. Zdarzały się poranki, gdy pisałam ze łzami w oczach, i takie, gdy wybuchałam śmiechem. Poranne strony stały się lustrem – nieupiększającym, ale dzięki temu prawdziwym.
Po kilku miesiącach zrozumiałam, że nie chodzi o piękne pisanie. Chodzi o oczyszczenie głowy, o wyrzucenie tego, co przygniata, i o zaufanie, że pod spodem zawsze znajdzie się czysta warstwa. Pisanie codziennie było jak otwieranie okna w duszy – czasem wpadał chłód, czasem światło, ale zawsze świeże powietrze.
Randki artystyczne – odzyskiwanie radości
Drugim filarem Drogi Artysty są randki artystyczne – czas spędzany sam na sam ze sobą, po to, by nakarmić wewnętrznego artystę. Cameron radzi, by traktować je jak święty obowiązek.
„Twoja kreatywność to dziecko. Jeśli je zaniedbasz, obrazi się i zamknie. Jeśli je nakarmisz, zakwitnie” .
Na początku nie wiedziałam, co robić. Kino? Spacer? Zakupy w papierniczym? Wszystko wydawało się zbyt błahe. Ale kiedy odpuściłam oczekiwania, randki artystyczne stały się dla mnie źródłem małych zachwytów: godzinne malowanie akwarelami, samotne pójście do galerii sztuki, wyprawa po ulubione kwiaty na targu.
To właśnie randki przypomniały mi, że twórczość to nie tylko „pisanie artykułu” czy „projekt na uczelnię”. Twórczość to też radość z koloru, zapachu, faktury. To uważność na drobiazgi, które codziennie przechodzą niezauważone.
Blokady i pogrzebane marzenia
Nie chcę jednak idealizować tej drogi. Droga Artysty nie jest łatwa ani przyjemna. To książka, która wymaga konfrontacji z własnymi blokadami.
Jednym z najmocniejszych ćwiczeń były dla mnie „pogrzebane marzenia”. Cameron zachęca, by wypisać wszystkie pragnienia, które porzuciliśmy, uznaliśmy za zbyt naiwne, nierealne czy dziecinne.
Pisząc tę listę, miałam wrażenie, że otwieram szufladę, w której latami gromadziły się resztki marzeń. Niektóre wydały mi się głupie, inne wzruszające, jeszcze inne tak bolesne, że długo nie mogłam ich nazwać. Ale to ćwiczenie dało mi poczucie, że nawet te „pogrzebane” pragnienia wciąż we mnie żyją i mogą być przywrócone do życia.
Podobnie trudna była „abstynencja czytelnicza” – tydzień bez książek, gazet, artykułów. Na początku buntowałam się i nie widziałam sensu. Ale właśnie wtedy okazało się, jak bardzo czytanie bywa dla mnie ucieczką. Kiedy odjęłam sobie ten „pokarm z zewnątrz”, musiałam sięgnąć głębiej – do własnych myśli i obrazów.
Synchroniczność i zaufanie
Jednym z kluczowych pojęć w książce jest „synchroniczność” – dziwne zbiegi okoliczności, które pojawiają się, gdy zaczynamy ufać twórczemu procesowi. Julia Cameron mówi wprost: „Twórczość to akt wiary. Wchodzisz na ścieżkę, a wszechświat odpowiada”.
I rzeczywiście – odkąd zaczęłam praktykować poranne strony i randki artystyczne, coraz częściej doświadczałam momentów, w których „wszystko się układało”. Spotkanie z właściwą osobą we właściwym momencie, nagły pomysł, który prowadził do ważnej decyzji, poczucie, że świat jest bardziej sprzymierzeńcem niż wrogiem.
🌸Wspólna droga – nasz mały krąg 🌸
Dziś, po latach, Droga Artysty wraca do mnie w nowej formie. Dzięki hojności Pana Fryderyka z Wydawnictwa Szafa dostaliśmy trzy egzemplarze tej książki i postanowiliśmy rozpocząć nasz mały projekt.
Nazwaliśmy go „Krąg Porannych Stron”. Będzie to kameralna grupa 4–5 osób, w której wspólnie przejdziemy przez 12 tygodni Drogi. To nie kurs ani warsztat. To raczej wspólnota – coś pomiędzy duchowym wsparciem a twórczą zabawą.
Chcemy, by ten krąg był przestrzenią intymną, bezpieczną, trochę jak odskocznia od codzienności i uczelni. Miejscem, gdzie można pobyć ze sobą, zadbać o swoje wewnętrzne dziecko i doświadczyć radości, która nie jest związana z ocenami czy wynikami.
Zachęcamy też innych, by zakładali własne małe grupy. Bo w tej książce siła tkwi nie tylko w indywidualnej praktyce, ale też w dzieleniu się doświadczeniem. Cameron pisze o „kręgach Drogi Artysty”, które powstają na całym świecie. My dokładamy swoją cegiełkę do tego globalnego ruchu – w wersji kameralnej, czułej, naszej.
Dlaczego polecam każdemu
Nie waham się powiedzieć, że Droga Artysty to książka, którą poleciłabym każdemu – w każdym wieku, na każdym etapie życia. Nie trzeba być pisarzem, malarką czy muzykiem. Wystarczy chcieć żyć bardziej twórczo, prawdziwie, w zgodzie ze sobą.
Cameron pisze:
„Twórczość jest darem Boga dla nas. Naszym darem dla Boga jest wykorzystanie tego daru”.
Dla mnie ta książka stała się czymś więcej niż programem rozwoju. To był rytuał, który mnie uratował – w czasie, gdy czułam się zagubiona, przytłoczona, odcięta od siebie. Dziś moja kopia z 2021 roku – pozakreślana, z pozaginanymi rogami, pełna notatek – jest jednym z moich najcenniejszych przedmiotów.

Podsumowanie – książka, która żyje
Droga Artysty to nie jest książka, którą się czyta. To książka, którą się przeżywa. To program, który prowadzi krok po kroku, tydzień po tygodniu, w głąb siebie – przez blokady, przez lęki, aż do wolności twórczej.
Dziś mogę powiedzieć jedno: ta książka naprawdę zmieniła moje życie. Dała mi narzędzia, ale przede wszystkim – dała mi odwagę, by zaufać sobie i światu.
I dlatego chcę ją polecić każdemu. Bo wierzę, że choć każdy przejdzie nią inaczej, każdy coś znajdzie – światło, którego nie znajdzie nigdzie indziej.
Podziękowania
Na koniec chcę z serca podziękować Panu Fryderykowi z Wydawnictwa Szafa – za hojność, otwartość i wsparcie, dzięki którym Droga Artysty mogła stać się nie tylko moją osobistą praktyką, ale także wspólnym doświadczeniem w naszym małym kręgu. Egzemplarze, które otrzymaliśmy, są jak zaproszenie do twórczej podróży – nie w pojedynkę, lecz razem, w towarzystwie innych osób, które chcą wsłuchać się w siebie.
To dla mnie szczególnie cenne, że Wydawnictwo Szafa daje nam książki, które nie są tylko lekturami, ale inicjacjami – otwierają drzwi, których sami nie mielibyśmy odwagi uchylić.
Już wkrótce czeka nas kolejna recenzja – tym razem niezwykle poruszającej książki „Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną”. To będzie dalszy ciąg rozmowy o kobiecości, sile, relacjach i pragnieniach, które rzadko wybrzmiewają głośno.
Dodam też odrobinę prywaty: na mojej własnej półce, obok Drogi Artysty i Tęsknoty silnej kobiety…, stoją jeszcze dwie książki od Szafy, które serdecznie polecam każdemu poszukującemu głębszego kontaktu ze sobą i światem: „Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania” oraz „Gdybyś miał przed sobą rok życia. Eksperyment na świadomości” Stephena Levine’a. To są pozycje, które czyta się nie tylko oczami, ale całym sercem – i które zostają w człowieku na długo.
Za każde takie spotkanie z literaturą – dziękuję.