“Zatroszcz się o swoje wewnętrzne dziecko i odkryj swój potencjał”
Nie czytałam tej książki tak, jak czyta się poradniki. Czytałam ją jak list. List napisany do mnie – tej małej, która kiedyś bała się mówić głośno, że czegoś pragnie. Tej, która uczyła się, że „nie wypada płakać” albo że „dziewczynki muszą być grzeczne”. A jednak każde zdanie Alicji Grzesiak przywracało mi słowa, które kiedyś zabrano.
“Ty jako dorosły to potrafisz”
– Ale ja wciąż czuję się mała. – mówi we mnie głosik. – Ciągle brakuje mi miłości, której nikt mi wtedy nie dał.
Czytam: „Twoje wewnętrzne dziecko bowiem zasługuje na bezwarunkową miłość, całkowitą akceptację i opiekę”. I wtedy odpowiadam sama sobie: „Dobrze, więc dam Ci to teraz. Ja – dorosła – jestem po to, by Cię przytulić. Już nie musisz się o to dopraszać”.
Ta książka uczy mnie, że opieka nad wewnętrznym dzieckiem to nie fantazja, ale codzienna praktyka – delikatna, jak podlewanie rośliny.
“Chcemy żyć w odwadze, ale tylko wtedy…”
„Chcemy żyć w odwadze, ale tylko wtedy, kiedy będziemy mieli pewność, że przy tej odwadze nie stoi przypadkiem wstyd” – czytam.
– Czyli wolno mi się bać? – pyta wewnętrzne dziecko.
– „Tak. Ale odwaga nie znaczy braku strachu. To znaczy, że idziemy razem, mimo drżenia”.
Grzesiak przypomina: wstyd jest starym głosem, odziedziczonym po rodzicach, po toksycznych komunikatach. Ale odwaga to mój własny głos – ten, który mogę wybrać każdego dnia.
“Wewnętrzne dziecko popycha nas…”
Kiedy autorka pisze, że „wewnętrzne dziecko popycha nas, dorosłych, do kreatywności, do odnowienia”, mam ochotę od razu wyjąć farby, zatańczyć, wyjść na spacer bez celu.
– A mogę się bawić? – pyta tamta mała we mnie.
– „Tak. Nie tylko możesz. Musisz. Bo zabawa to Twoje prawo.”
To jedno z najpiękniejszych przesłań książki: że zabawa nie jest luksusem dla dzieci. Jest formą istnienia, także dla dorosłych.
“Przerwij toksyczne dzieciństwo”
W rozdziale, który szczególnie mnie zatrzymał, autorka wypunktowuje nowe zasady dla wewnętrznego dziecka: prawo do czucia, do pragnienia, do błędów, do prawdy.
– Ale czy naprawdę mogę czuć, co chcę? –
– „Tak. Uczucia nie są ani dobre, ani złe. One po prostu są. To Twoje paliwo i Twój kompas.”
I dalej: „Masz prawo widzieć i słyszeć dokładnie to, co widzisz i słyszysz”. A więc nikt już nie powie mi: „Nic się nie stało”, gdy widzę, że coś się dzieje. Nikt nie unieważni mojej percepcji.
Ten fragment to jak odzyskiwanie oczu i uszu, które kiedyś mi zaklejono.
“Kim jestem jako dusza?”
Najbardziej duchowe zdanie w całej książce brzmi: „Każda dusza sama podjęła decyzję o przyjęciu na Ziemię… zwalniam innych od tej odpowiedzialności, nie mam żalu, który mnie niszczy.”
Kiedy je czytam, moje wewnętrzne dziecko cichnie. Bo jeśli to ja wybrałam swoją drogę – to znaczy, że nie jestem ofiarą. Mogę zrzucić ciężar winy, który nosiłam po rodzicach.
To moment ulgi. Nie chodzi o usprawiedliwianie krzywd. Chodzi o odzyskanie wolności od ich ciężaru.
“Klucze: empatia, autentyczność, wartości”
Autorka zostawia konkretne narzędzia: empatię, odpowiedzialność, świadomość granic, autentyczność. W notatkach podkreślam słowo „autentyczność”.
– Ale ja tyle lat udawałam, żeby mnie kochali.
– „Nie musisz już udawać. Twoja prawda jest wystarczająca.”
Książka staje się tu jak mapa – nie gotowe rozwiązanie, ale ścieżka. Mogę wziąć do ręki kompas wartości i iść w stronę życia, które nie jest już kopiowaniem cudzych oczekiwań.
“Już czas, abyś zaczął żyć tu i teraz”
W końcowych rozdziałach czuję, jakby ktoś powoli odklejał ze mnie stare kalki. „Tylko my, ludzie, martwimy się o przyszłość, żałujemy przeszłości i obwiniamy się o teraźniejszość” – cytuje Ricka Hansona.
– To znaczy, że mogę być po prostu tu? –
– „Tak. Wystarczy. Tu i teraz to jedyne miejsce, gdzie naprawdę jesteśmy.”
I nagle książka nie jest już teorią. Jest praktyką: usiąść, oddychać, pozwolić ciału mówić.
Podsumowanie – moja recenzja
“Zatroszcz się o swoje wewnętrzne dziecko” to nie tylko poradnik psychologiczny. To książka-zwierciadło. Każdy fragment odbija kawałek mnie samej: czasem zalęknionej, czasem pełnej odwagi, czasem spragnionej radości.
To przewodnik, ale też dialog – bo czytając, wciąż rozmawiałam z moim małym Ja. Momentami ściskało mi gardło, czasem czułam ulgę, a innym razem – nagłą chęć tańca.
Czy polecam? Tak. Ale nie każdemu naraz. To książka, którą trzeba przyjąć wtedy, gdy naprawdę jesteśmy gotowi zajrzeć pod powierzchnię. Kiedy odważymy się usłyszeć ten cichy głos: „Jestem tu. Zatroszcz się o mnie”.